Coś tam gdzieś przebąknęłam o blogu jako sposobie na codzienne przyglądanie się temu co piszę, postępom. Rozwojowi. Nie mam jasnej wizji, ale koncepcja podoba mi się na tyle, że spróbujmy.
Co piszę? PRZEPOWIEDNIA
Pracuję teraz nad PRZEPOWIEDNIĄ, retellingiem takiego tyciego, pobocznego wątku z historii Wojny Trojańskiej. Wątek w źródłach jest może tyci, ale u mnie duży, a Wojna Trojańska w ogóle kobyła.
Pracuję nad PRZEPOWIEDNIĄ od sześciu tygodni, dniami i nocami, wykorzystuję każdą godzinę świadomości, a jak idę wreszcie spać, bo rozsądek każe, to jeszcze w łóżku dalej czytam/słucham i notuję, a potem jak zasnę, to mi się jeszcze to wszystko śni.
Do wczoraj byłam strasznie sfrustrowana, bo tyle czasu, a ja co mam.
Akapit.
Tyram nad tym dniem i nocą od sześciu tygodni i napisałam akapit.
Coś jest nie tak, coś robię źle. Może za mało jednak czasu poświęcam na to. Ale jak więcej, mam nie spać???
Jak dużo pisze K.M. Weiland?
Traf chciał, że akurat wpadł mi w oko wpis na blogu K.M. Weiland z opisem rutyny profesjonalnej pisarki, to weszłam. I co widzę? Że Kate teraz pracuje nad powieścią, robi to przez godzinę dziennie. GODZINĘ. Do pisania właściwego tekstu zabierze się dopiero później, kiedy powieść będzie już dopracowana, najpewniej po kilku miesiącach. PO. KILKU. MIESIĄCACH.
A ja pracuję po kilkanaście godzin dziennie i po sześciu tygodniach się biczuję, że nie mam napisanych kilku rozdziałów na gotowo.
No to już wiem, co robię źle.
Oficjalnie się w tym momencie od siebie odpdalalam.
I outline. Jak go pisze?
A przy okazji trafiłam na tym samym blogu wpis o pracy nad outlinem, wraz z zapisem całego procesu. Pobrałam, poczytałam, i to jest właśnie to, czego potrzebuję!!! Chyba. Już miewałam takie olśnienia, więc za miesiąc może się okazać, że nawet o tym nie pamiętam, ale to nic nie szkodzi.
Próbowanie każdej metody, nawet takiej która ostatecznie zawiedzie, jest na plus. To zawsze level up, i dla warsztatu i dla aktualnej historii.
No więc wczoraj i dziś głównie porządkowałam notatki według systemu Kate. Tylko tych dotyczących fabuły mam już ponad 50 000 zzs.
Tyle pisania.
Jeden akapit.
No cóż.
Widocznie to jeszcze nie moment na pisanie treści książki. Beztrosko daję sobie czas na dalsze prace, w końcu wszystko samo zacznie się pisać, przecież zawsze tak jest.
No okej. To beztrosko to takie wymuszone, ale jest. Próbuję.
Aktualizuję ten wpis późnym wieczorem, by dodać, że jadąc na wakacje, uporządkowałam też zaległą grzebaninę, a więc notatki o produkcji jedwabiu i bisioru (czyli też jedwabiu, ale morskiego), oraz o zdobieniach białą farbą na ceramice z II lub III Troi.
No i zaczęłam też wymontowywać fakty o zabudowie w Troi I, tu mnie zmogło.
Piszę o Troi VI lub VII, ale nie stronię informacji na temat wcześniejszych wersji miasta. To mi może sporo powiedzieć o ogólnych tendencjach, trendach w kulturze i sytuacji społecznej regionu, a tego trochę mi brakuje do satysfakcjonującego opowiedzenia historii.